fbpx

„To było niesamowicie budujące, czuć, że Ani praca to jej powołanie”

Modelem Creighton poznaliśmy podczas nauk przedmałżeńskich. Wtedy było to dla nas coś w rodzaju „kalendarzyka”. Jakże się myliliśmy! Z pierwszego spotkania z Anią, naszym ekspertem, wyszliśmy oczarowani! Nie mogliśmy uwierzyć, że bez antykoncepcji można spokojnie odłożyć jak i zaplanować poczęcie dziecka bez rezygnacji ze współżycia. Byliśmy pełni entuzjazmu i myśleliśmy, że wszystko mamy idealnie opanowane. Niesamowicie się myliliśmy…

kobieta i mężczyzna na łące

Owszem, w teorii byliśmy nieźli. Okazało się jednak, że mój (Oli) organizm, a już na pewno cykle, nawet w najmniejszym stopniu nie są „podręcznikowe”. Dla świeżo upieczonego małżeństwa było to trudne doświadczenie, bo nagle okazało się, że nie możemy cieszyć się bliskością tak, jakbyśmy tego chcieli, nawet w podróży poślubnej. Była to bliskość niesamowicie sporadyczna ze względu na długie cykle i ciągłą płodną wydzielinę, która w moim przypadku występuje znacznie dłużej niż u innych kobiet. Jednym słowem byliśmy załamani.

Na kolejne spotkania przychodziliśmy coraz bardziej zmartwieni, czasami nawet najzwyczajniej w świecie wściekli na Creightona – choć przecież nie był on niczemu winny! To my wybraliśmy bliskość po chrześcijańsku i chcieliśmy ją podtrzymywać. Ta złość i zmartwienie w pewnym momencie podziałały na nas niesamowicie mobilizująco. Stwierdziliśmy, że jeszcze bardziej postaramy się przyłożyć do modelu Creighton. Zaczęliśmy od badań i konsultacji z doktorem Nycem. Ponieważ ciągła wydzielina swego czasu okazała się chorobowa, wizyta u ginekologa była równie potrzebna, co prowadzenie karty obserwacji.

Nasze obserwacje stawały się powoli rzetelniejsze, bardziej regularne i konsultowane z instruktorką – Anią, która cały czas dodawała nam otuchy, martwiła się razem z nami (byliśmy jednym z trudniejszych przypadków) oraz służyła radą. Jej podejście jest niesamowite! Najbardziej wzruszył nas moment, kiedy widzieliśmy jak widząc naszą bezsilność sama była poruszona i współprzeżywała wszystko razem z nami. Nie czuliśmy się opuszczeni i zostawieni sami sobie, ktoś cały czas był, trwał w tej naszej walce i wspierał. To było niesamowicie budujące, czuć, że Ani praca to jej powołanie.

Po kilku miesiącach, powoli zaczęło okazywać się, że pomimo moich dziwnych cykli (a każdy był inny od poprzedniego), przy pomocy analizy objawów, wsparcia i konsultacji, jesteśmy w stanie stwierdzić kiedy następuje owulacja, kiedy mamy dni niepłodne, kiedy nadchodzi czas płodny, kiedy zacznie zbliżać się miesiączka. Model Creighton zaczął się sprawdzać coraz lepiej i lepiej, a to dzięki determinacji, wspaniałemu wsparciu Ani, przykładania się do obserwacji i analizy organizmu. W końcu wszystko, co dobre nie jest łatwe. Tu potrzebna była nasza praca, wciąż niełatwa, którą kontynuujemy do dziś, a jesteśmy już prawie 2 lata po ślubie.

Na razie wykorzystujemy ten sposób rozpoznawania płodności, ponieważ odkładamy poczęcie – chcemy jeszcze chwilę nacieszyć się sobą, by później, a może już całkiem niedługo, wykorzystać model Creighton podczas planowania poczęcia i cieszyć się potomstwem.

Ola i Karol